Mówiłyśmy nieraz o śmierci
I na tym zbudowałyśmy nasze życie
37 stopni mojego wiecznie
Nadmiernie pędzącego ciala
Równe 36.6 równowagi strachu
I smutku twoich cienkich nadgarstków
Nasza czułość w zimnym pokoju
Mojego dorastania
Ten uścisk ślepych szczeniąt którym
Obumarła suka
A one jednak dalej żyją
Rosną na głodzie jak na drożdżach
I ani myślą zaprzestać nauki szczekania
Obserwujemy bez polowań już
Błękitne wstęgi na piórach sójki
Rzucaja się nam bardziej w oczy
Gdy liście drzew żółkną i blakną
Blizny nagich gałęzi
Jak rozdarte włókna na kościach
Które nigdy nie będą mialy okazji zbieleć
Szarzeję i milknę wtedy
Coraz mniej o tym mówimy
Coraz bardziej się oddalamy
Wszystkie historie zostały powiedziane
Przestrzeń pomiędzy tamtą raną
A obecnym błotem życia wypełniają Read More »
Reposted from hormeza via literami